Podróż do Japonii była dość spontaniczną decyzją. W sumie gdyby nie Łukasz, który nas zainspirował i gdyby nie pomógł nam ogólnie w organizacji wszystkiego nie wiem czy tak szybko udał by nam się na taki wyjazd. :) 
Po 10-ciu godzinach lotu wylądowaliścmy na lotnisku Tokio Narita. Była 9.00 rano, tzn , że nasz dzień trwał już grubo ponad 12 h :) Oczywiście podczas podróży pociągiem do centrum Tokio spałam jak dziecko. Śrdoki komunikacyjne działają na mnie lepiej niż najmocnejszy środek nasenny. 
Pierwsze co zobaczyliśmy jak trafiliśmy do Shinjuku to Goverment Metropolitan Building. Wjazd na górę i wstęp na punkt widokowy był bezpłatny. Przemiła Pani przy windzie miała za zadanie wprowadzać określoną liczbę osób i pozdrawiac nas uśmiechem i zwrotem, który słyszęliśmy każdego dnia przynajmniej z dziesięć razy : "arigatou gozaimashita" .  Gdy spojrzęliśmy przez szybę punktu widokowego zobaczyliśmy niekończącą się aż po horyzont betonową dżunglę. Była piękna a zarazem przerażająca. 






Po tym jak dotarliśmy do swojego mieszkania i dogadaliśmy z właścicielem, który był przemiły (ale niestety mało anglojęzyczny) ruszyliśmy zobaczyć skrzyżowanie, które na prawdę robi wrażenie. Skrzyżowanie na Shibuya. Podobno w godzinę  przez to skrzyżowanie  przechodzi tyle ludzi ile mieszkańców liczy nasz skromny Wągrowiec. O dziwo nie mam żadnych zdjęć z góry tego skrzyżowania, dlatego wrzucam kilka fotek z Chiaky, z którą stałyśmy na samym jego środku.




Na piwo chodziliśmy do baru Tasouichi, który Luk znał już dobrze, ze swoich poprzednich podróży do Japonii. Poznaliśmy w nim małżeństwo, którzy wyglądali na licealistów, a którzy byli starsi od nas :) Tak jak wszyscy Japończycy byli dla nas bardzo życzliwi i bawiliśmy się z nimi cudnie. Zabrali nas na imprezę w samym centrum Shibuya. ;) 
















Kolejnego dnia pojechaliśmy zwiedzić ogrody cesarski. Sam pałac był zamknięty dla zwiedzających, ale już same ogrody były piękne! Aż dziw, że w środku wielkiego miasta pełnego drapaczy chmur można ujrzeć coś tak pięknie zielonego :)

Nastepnie byliśmy w parku Yoyogi gdzie zwidzaliśmy świątynie Mejgi jingu i akurat trafiliśmy na ślub japoński !














Kolejnego dnia ruszyliśmy do Akihabary czy też Akiby, centrum elektroniki i prawdziwego raju dla fanów Dragon Ball. Większość ogromnych dzielnic Japonii wygląda jak powiększonego lego ! 

















Po Akibie pojechaliśmu do Shinjuku, gdzie widzieliśmy m in. słynną figurę Godzilla na dachu jednego z wieżowców oraz dzielnicę Golden Gai, najstarsze knajpki w Tokio, które mają mikroskopijne rozmiary mieszczące nie więcej niż 10 osób - jednak w bardzo ciasnych warunkach ;D






















Japoński porządek i zorganizowanie, to rzecz, którą chciałabym przenieść do każdego kraju. Szcególnie w Polsce by się to przydało. W Japonii nikt się na nikogo nie pcha, ludzie nie stoją z obu stron na schodach ruchomych, Ci co chcą iść, mają udostępnioną jedną stronę schodów do tego, a osoby wolące stać i czekać aż schody ich podwiozą , grzecznie ustawiają się tak aby nie przeszkadzać tym , którzy się śpieszą.

Wchodząc do metra czy do pociągu ustawiają się w wyznaczonych miejscach, a środek komunikacji zatrzymuje się tak aby drzwi otworzyły się właśnie w tym miejscu gdzie są ustawieni w kolejce podróżujący. Niby tak proste a tak trudne :)







Następnego dnia wyruszyliśmy do Jokohamy, dzielnicę portową, która abosulutnie skradła nasze serca. Jest ona godna obejrzenia szczególnie nocą. Szczególnie widok z 69 piętra Minato Mirai robi wrażenie. Ludzie tutaj nie śpieszą się tak bardzo jak w centrum Tokio, chociaż jest to stolica wielkich korporacji i biznesu.



























W międzyczasie zwiedziliśmy również Chinatown, która swoją architekturą zupełnie różniła się od pozostałych dzielnic, które mieliśmy okazję zobaczyć. Może kolejnym celem powinny byś właśnie Chiny ?














W Japonii nie mogło również zabraknąć Sushi! Luk pokazał nam suszarnię, gdzie można było zjeść smacznie i stosunkowo tanio :) byliśmy tam z Hubertem chyba 3 razy:)  Do twojego podłużengo stolika nie przychodzi kelnerka bay zebrać zamówienie, zamawiasz je wybierając rodzaje sushi na małym monitorku zamontowanym przy Twoim miejscu. Sushi nie jest przynoszone przez obsługę tylko przyjeżdza do Ciebie na taśmie, z której je odbierasz i klikasz że pusta tacka może odjechać. Jest to super rozwiązanie na zagospodarowanie małej przestrzeni tak aby pomieścić w niej jak najwięcej gości.





Ostatni dzień , w którym towarzyszył nam Luk był dniem, w którym odwiedziliśmy Odaibę - stzuczną wyspę, gdzie można było spotkać Gandama i zrobić sobie fotkę pod repilką statuy wolności :) totalnie zauroczyło mnie to miejsce. Szczególnie wyjątkowe było dla mnie zobaczyć dzieci, które odworowywały widok plaży na Odaibie. Rysunki, którze tworzyły były idealne.















W ostatni dzień z Lukiem poszliśmy do pabu zwangeo Izakaya, gdzie po 20 minutach porozumiewania się z właścicielką na migi udało nam się w końcu zamówić sake na gorąco.
Na początku właścicielka była nieufna co do nas, ale na odchodne obdarowała nas magnesami przedstawiającymi ogromną świątynie buddyjską.

Kolejny dzień bogatego zwiedzania  to była Kamakura, gdzie pierwszy raz w życiu widziałam ocean! Kamakura to magiczne miejsce z ogromną ilością świątyń !pogoda nam nie sprzyjała, ale i tak było cudownie!









Kolejnego dnia mieliśmy pojechać do Nikko, jednak nikt nie miał siły tak wcześnie wstać a poza tym bilety powinniśmy byli kupić już dwa dni wcześniej. Zdecydowaliśmy się na dzielnicę Tokio-Ikkebukuro oraz odiwedziliśmy wcześniej miejsce ze świątynką pełną małych posążków kotów.

W Ikkebukuro zobaczyliśmy szkolny kampus oraz kilka świąty wplecionych między wysokie wieżowce.











Kolejnym przystankiem naszego  zwiedzania było malownicze Hakone. Bardzo dobrym wyborem była wycieczka kolejką na wzgórze, ponieważ tam doświadczyliśmy niezapomnianych widoków!
















Pod koniec wybraliśmy się w okolice świątyni Senso-ji , gdzie widziałam najwięcej osób ubranych w kimona, bo niestety ale w Japonii jest to już rzadki widok.  





I jeszcze kilka zdjęc, m in. Cat Coffee, której ostatecznie nie odwiedziliśmy w natłoku wrażeń. 

















Komentarze

Popularne posty